wtorek, 19 sierpnia 2014

Prolog

Prolog

I lost You, My Lord

XIX wiek; Anglia; Londyn
Ding, dong! Ding, dong! Big Ben właśnie wybił godzinę dwunastą w nocy. Po kamiennej drodze jedynymi spacerowiczami jest dwoje panów, albo raczej Pan i Jego lokaj. „Hrabia” wyglądał mniej więcej na czternaście lat. Chłopiec (choć z pierwszego spojrzenia twarzą oraz posturą przypomina dziewczynkę) miał białe włosy, ciut przy długie, ponieważ sięgały mu aż do ramion oraz piękne fiołkowe oczy. Jego skóra była gładka i tak blada, że można by było pomyśleć iż młodzieniec jest pomalowany białą farbą. Ubrany był w białą koszulę z bufiastymi rękawami, dostojną czarną kokardę oraz szary żabot. Czarne spodenki sięgały mu do kolan. Nosi czarne, cienkie skarpetki sięgające do połowy jego ud, czarne, zamszowe buty na obcasie są przewiązane blado-fioletową wstęgą, obuwie sięga mu trochę ponad kostkę, na końcu materiał jest zgięty oraz opadający w dół.

Jego lokaj był dość wysoki i co dziwne wyglądał na siedemnaście lat. Ubrany wył w typowy strój taki jaki powinien mieć lokaj, z wyjątkiem krawatu, który (o zgrozo to niedozwolone!) był blado-żółty. Do stroju, cienkim sznurkiem, przywiązana była czarna peleryna z kapturem, która powiewała za mężczyzną przez co z tyłu wyglądał jak wielki nietoperz. Lokaj miał czarne rozczochrane włosy, mokre od wcześniejszej próby ratowania kota, który utknął na drzewie. W rękach trzymał biały płaszcz oraz tego samego koloru drobny cylinder; przepasany wstęgami, do górnej krawędzi przyczepiona została średniej wielkości kokarda o kolorze fioletowym, zamiast zgrabnego związania pomiędzy płachtami materiału była mała trupia czaszka. Wraz z rzeczami swojego Pana mężczyzna trzymał na rękach kota rasy Nebelung trzęsącego się z zimna.
-Panie proszę Cię, załóż płaszcz.- odezwał się błagalnym głosem lokaj, na co chłopiec pokręcił przecząco głową.- To może cylinder chociaż.- ciągnął mężczyzna.
-Ale po co? Przecież mi jest ciepło!- powiedział wesoło młody Hrabia po czym pobiegł nieznaczną ilość naprzód.
-Ppanie!- wyjąkał czarno włosy i po chwili dogonił swojego Pana.
Wsiedli do powozu i razem wrócili do posiadłości.
-Diuce, ale ja jeszcze nie chcę iść spać! Został zapaloną świecę.- powiedział chłopiec przechodząc do końca łóżka. Zeskoczył i podszedł do szafy gdzie trzymał kilka ulubionych książek. Wszedł do łóżka i zatopił nogi w ciepłej pościeli.
W tym samym czasie lokaj zakasał rękawy przyjmując postawę bojową. Zamkną drzwi łazienki na klucz po czym spojrzał na swojego przeciwnika. Na końcu pomieszczenia czaił się ten sam kot, którego dzisiejszej nocy Diuce zdjął z drzewa, albo raczej spadł z gałęzi prosto do rzeki pociągając zwierzę za sobą. Czarno włosy chwycił za kurek od krany i zaczął napuszczać ciepłej wody do wanny. Po krótkiej chwili bezczynnego patrzenia sobie w oczy lokaj rzucił się w stronę kota. Złapał go za ogon i siłą wepchnął do wanny. Wylał na niego sporą ilość szamponu. W pewnej chwili kos oswobodził ogon i jednym susem skoczył na szafkę stojącą niedaleko. Kot biegał po całej łazience, a mężczyzna za nim przewracając się co jakiś czas przez pianę, która była teraz w całym pomieszczeniu. W końcu dzięki istnemu cudowi udało się wykąpać zwierzę całkowicie, a nawet go wysuszyć! Po wymyciu łazienki lokaj otworzył drzwi, a kot uciekł natychmiast kierując się w stronę sypialni młodego Hrabi. Kot wskoczył na łózko i położył się obok młodzieńca pomrukując przy okazji. Chłopiec głaskał kota do czasu, gdy wrócił jego podwładny. Chłopiec zeskoczył z łóżka trzymając kota na rękach i pobiegł do tej samej szafy z, której wcześniej wyciągnął książkę. Otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej czarną wstążkę z małym złotym dzwoneczkiem. Lokaj przywiązał wstążkę do szyi kota po czym usiadł przy łóżku swojego Pana.
-Diuce... co będzie dalej?- to pytanie bardzo zaskoczyło lokaja.- Wiem, że jesteś tutaj nielegalnie. Nie masz prawa nawiązywać kontraktów z ludźmi.- chłopiec miał rację jego lokaj nie miał prawa się z nim spotkać.
-Nie wiem...
To była prawda. Młody Hrabia jest pierwszym kontrahentem Diuce, młodego demona bez jakiegokolwiek pozwolenia na kontakt z rasą ludzką. Choć pewnie to tylko i wyłącznie jego wina to ucierpi jedynie jego ukochany Pan. To kara, ale i zarazem przepustka do dalszego zawierania kontraktów. Jednak Diuce nie należy do tych, którzy pozbierają się po utracie swojego kontrahenta.
A co dopiero gdy kontrahent po zadaniu pytania „Co będzie dalej?” znika bez śladu.

I lost You, My Lord.

3 komentarze:

  1. Bardzo fajne. Będę czytać :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłaś mnie tym prologiem Będę tu zaglądać i to często. Bardzo fajny pomysł.


    Zapraszam również do siebie: http://vampireandmillionaire.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki. Praca idzie mozolnie, niestety... Ale chcę by każdy rozdział by przemyślany, miał sens oraz by nie była to praca na pół godziny.

      Usuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.